Col de la Forcla

Col de la Forcla

Col de la Forcla to przełęcz na wysokości 2.541 metrów znajdująca się w Alpach Berneńskich pomiędzy szczytami Tête aux Veillonna północy i Dent de Chamosentze na południu.
Informacje ogólne:
Największą atrakcją wyprawy na przełęcz Col der la Forcla miało być wielkie pole śniegowe znajdujące się po północnej stronie przełęczy oraz zamarznięte jeziora, po których pływają kry lodowe. Niegdyś całą dolinę zajmował lodowiec, ale ocieplenie klimatu spowodowało, że lodowiec się w całości roztopił.
Początek szlaku znajdował się przy górskiej restauracji Loutze. Samo dotarcie do restauracji okazało się już nie lada wyzwaniem. Nawigacja w samochodzie doprowadziła nas do polnej drogi, którą nie dało się wjechać na górę. Google Maps znalazło inną drogę, ale ostatnie 3 kilometry trzeba by było pokonać na nogach. Dopiero korzystając ze starej, poczciwej papierowej mapy udało nam się dotrzeć do celu, cały czas jadąc drogą asfaltową. Wspinaczka została zaplanowana w formie pętli, ostatecznie przeszliśmy nieco ponad dziesięć kilometrów pokonując ponad 800 metrowe przewyższenie. Na przejście całej trasy trzeba przeznaczyć około sześć godzin.
Szczegółowe informacje o szlaku można znaleźć poniżej a ślad GPS w formacie gpx można pobrać tutaj.
Opis szlaku:
Wspinaczkę rozpoczęliśmy na parkingu przed górską restauracją Loutze. Pierwszy etap prowadził do schroniska Chamosentze. Można do niego dojść drogą szutrową lub skorzystać ze skrótu idąc górską ścieżką. My wybraliśmy drugi wariant. Ścieżka rozpoczyna się za restauracją i prowadzi przez pastwisko. Po około 600 metrach dochodzimy do wspomnianej wyżej drogi szutrowej. Następnie, przez nieco ponad kilometr szliśmy ową drogą. Z drogi rozpościerały się wspaniałe widoki na leżące w dole miasteczka Ovronnaz oraz Mayens-de-Chamoson. Przy schronisku Chamosentze skręciliśmy w lewo i krętą ścieżką wspinaliśmy się na kolejną halę. Do pokonania było prawie stumetrowe przewyższenie. Na hali czekały na nas krowy, które chyba bardzo lubiły towarzystwo ludzi, bo nie odstępowały nas ani na krok i cały czas szły z nami. Po przejściu około 600 metrów doszliśmy do rozgałęzienia szlaków. To rozpoczęła się nasza pętla. Skręciliśmy w prawo, natomiast wrócimy szlakiem, który odchodzi w lewo. Po kilkunastu metrach łąka się skończyła i skończyło się towarzystwo krów. Przez kolejne 700 metrów ścieżka trawersowała zboczem góry Dent de Chamosentze. Widoki na miasteczka i Dolinę Rodanu były jeszcze bardziej imponujące. Po przejściu przez strumień Les Palantsons (przejść trzeba było po kamieniach, brak kładki) zmienił się charakter ścieżki i zaczęło się strome podejście pod próg skalny. Początkowo wspinaliśmy się po mokrych skałach wzdłuż strumienia i po pokonaniu stumetrowego przewyższenia ponownie przeszliśmy przez ów strumień. Tym razem był most. Po kilkunastu „płaskich” metrach, ścieżka znowu zaczęła się piąć w górę. Po kilkunastominutowej wspinaczce staliśmy na obszernym płaskowyżu. Krajobraz zmienił się nie do poznania. Na dole była zielona łąka, na której ze spokojem pasły się krowy. Na górze prawie nie było trawy, tylko gołe skały, a w zagłębieniach i zacienionych miejscach leżał śnieg. Do jeziora Lac de la Forcla pozostało nam około pół kilometra. Ścieżka wiła się pomiędzy wystającymi z ziemi ogromnymi głazami, czasem trzeba było przejść przez niewielkie pole śniegowe. W końcu naszym oczom ukazało się jezioro dno doliny z jeziorem Lac de la Forcla. Widok był niesamowity. Tafla jeziora była częściowo zamarznięta, a po niezamarzniętej części pływały kry lodowe (chciałoby się rzec góry lodowe, ale to byłoby już nadużycie). Dla przypomnienia, był koniec lipca. Cała dolina, w której znajduje się jezioro pokryte było warstwą ubitego i zmarzniętego śniegu. Przy jeziorze zrobiliśmy sobie dłuższa przerwę obiadową. Co ciekawe, mimo zalegającego śniegu nie było zimno.
Po kilkunastominutowym postoju ruszyliśmy dalej w kierunku przełączy Col de la Forcla. Na szczęście ścieżka była wydeptana i dobrze się szło po śniegu. Jedynie samo podejście pod przełęcz było trudniejsze. Nogi ześlizgiwały się po zamarzniętym śniegu. Trzeba było stawiać drobne kroki, aby się nie poślizgnąć i nie spaść. Widoki na dolinę były przepiękne. Na środku pokrytej śniegiem doliny widoczne były dwa błękitne jeziora, po których pływały kry. Po południowej stronie przełęczy widok był zgoła odmienny. Lato w pełni, zielono i słonecznie i ani śladu śniegu. Granica pomiędzy zimą i latem przebiegała po grani przełęczy.
Zejście z przełęczy było początkowo strome, jednak już po przejściu 300 – 400 metrów ścieżka stała się łagodniejsza, a przez następny kilometr trawersowała zbocze góry Tête aux Veillonna. Na rozwidleniu szlaków skręciliśmy w lewo i zeszliśmy do doliny. W oddali pojawiało się kolejne pole śniegowe. Tym razem w innej scenerii. Dookoła zielone łąki, a zacieniona część doliny pokryta była grubą warstwą zmarzniętego śniegu. Przejście po śniegu nie nastręczało żadnych problemów, a wręcz przeciwnie było bardzo zabawnie. Śnieg był na tyle zamarznięty, że bez problemu można było po nim zjeżdżać. Wspaniała zabawa, nie tylko dla dzieci. Ostatecznie jednak pole śniegowe zamieniło się w rwący strumień płynący poprzez zieloną łąkę. Szlak poprowadzony był wzdłuż strumienia, więc towarzyszył nam przyjemny szum płynącej wody. Pojawiły się także krowy. W końcu doszliśmy do rozgałęzienia szlaków. To w tym miejscu, podczas wspinaczki w górę skręciliśmy w prawo.
Od tego miejsca do auta szliśmy tą samą drogą. Różnica była tylko taka, że w dół. Po tak długiej wędrówce, to istotna różnica. W końcu zameldowaliśmy się, przy restauracji Loutze. Okazało się, że tuż obok znajdowała się serownia, w której wytwarzane były sery z mleka okolicznych krów. Skorzystaliśmy z okazji i zrobiliśmy zapasy różnych serów. Smakowały one wyśmienicie…
Podsumowując, wspinaczka na przełęcz Col de la Frocla dostarczyła nam sporo pozytywnych wrażeń. Wędrówka i wspinaczka po zamarzniętym śniegu było wspaniałym doświadczeniem. Aby bezpiecznie przejść tą trasę latem, nie trzeba posiadać wyposażenia do wspinaczek po lodowcu w postaci raków i czekana. Ścieżka była na tyle wydeptana, że nie było niebezpieczeństwa poślizgnięcia i upadku. Warto mieć jednak kijki, my jednak i bez kijków sobie poradziliśmy. Przejście szlakiem polecam osobom, które są wprawione w górskich wyprawach, i są w dobrej kondycji fizycznej. Pokonanie 800 metrowego przewyższenia wymagało sporo wysiłku.
Dojazd:
Samochód zostawiliśmy na parkingu znajdującym się pod restauracją górską w Loutze. Dojazd był po drodze asfaltowej, aczkolwiek ostatnie kilometry prowadziły bardzo wąską i krętą drogą o ograniczonej widoczności. Trzeba było uważać na samochody nadjeżdżające z przeciwka. Współrzędne GPS parkingu to: 46,212340 N; 7,166424 E.
Rozwiń tekst